O nierozumni!
Nie wiem, czy uczniowie idący do Emaus śmieszą teraz inne dzieciaki tak jak śmieszyli mnie w wieku 5 lat, ale… czujecie to?
Zmartwychwstanie, największy show historii, przełom w dziejach świata, a Jezus zamiast w wielkiej smudze światła i szatach lśniących tak, co by żaden nawet najlepszy sukiennik Palestyny wybielić nie zdołał – paraduje w przebraniu ogrodnika albo włóczęgi i robiąc Swym uczniom lekkie Prima Aprilis nabiera ich na każdym kroku. Zawsze, tuż po tym, gdy tamci kompletnie już zdołają się skompromitować. Wtedy Pan – założę się, choć żadne wzmianki w Piśmie o tym nie wspominają – wyskakuje z rozbrajającym uśmiechem lekkiej Epifanii w stylu “Tarram!…” tylko po to, by móc raz jeszcze całym Sobą powiedzieć: “I tak Was kocham, kocham, kocham.”
Droga do Emaus. Co my tu mamy? Dwójka uciekinierów pryska z miejsca zdarzenia, intensywnie kombinując jakby nie zostać wpisanym w zgraję proroka z Nazaretu.
I nagle przyłącza się do nich Jezus. Nie z wymówkami czy z naganą – ale z troską: “O czym rozprawiacie? Co was tak dręczy?” Parę godzin wcześniej z tym samym pytaniem zwraca się do Marii Magdaleny: “Dlaczego płaczesz?”
Ale co ktoś obcy i daleki może o tym wiedzieć? Co może wiedzieć o cierpieniu? O tym, jak ja cierpię. Nawet Bóg nie wie… Myśmy się spodziewali, mieliśmy swój plan na życie, a teraz – ruina.
I jeszcze jakiś kretyn pyta się co się stało.
LEKKODUCH jeden.
Kleofas nie wytrzymuje: “Co się stało? Co się stało? Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”. To chyba jedno z największych faux pas i najbardziej żenująca pomyłka w historii.
Ale zamiast poczuć się urażonym, Jezus idąc za nimi z przebitymi stopami przez te 11 kilometrów, cierpliwie podejmuje temat: “NO CÓŻ TAKIEGO?” Co takiego mogło się stać, by pozbawić ciebie nadziei? Ciebie, który pod krzyż wysłałeś żonę, a sam kryłeś się jak Adam w raju próbując zakryć swą nagość? Bo chyba jest coś, czego nie rozumiesz, co nie pozwala ci uwierzyć w Pisma, które nieustannie się spełniają. Bóg działa do tej pory i Ja działam. Uwierz, że Ja żyję. Problemem nie jest cierpienie Mesjasza ani brak trupa. To co wydaje się tobie totalną porażką, okazuje się absolutnym tryumfem. Tak działa Bóg.
Więc tu powinien paść rozkaz w stylu: “Szeregowy, wróć! Nawróć się! Wracaj do Jeruzalem!”
Ale zamiast tego Pan oferuje mniej dosłowne i zupełnie niespektakularne “pałanie serca”.
Bo w tej drodze to my musimy sami Go przymusić, aby wszedł do naszych ciemności, by zajął miejsce przy naszym stole i pozwolił poznać się przez Pisma i przez łamanie chleba. Nie dlatego, że On nam każe, ale dlatego że sami nie potrafimy już inaczej…
Nie ma tu jeszcze żadnych komentarzy.